28 maja 2006 roku życie Moniki Kuszyńskiej zmieniło się nieodwracalnie. To była niedziela. Dzień wcześniej grali koncert w Miliczu. Wracali. Auto prowadził Robert Janson. Jak się później okaże, był trzeźwy.
Monika Kuszyńska Varius Manx - wypadek
Wszystko działo się błyskawicznie. Samochód wyleciał z drogi. Uderzył w drzew. Kuszyńska ucierpiała najmocniej. W wyniku wypadku doznała urazu rdzenia kręgowego i została sparaliżowana od pasa w dół. Od tego momentu rozpoczęła się jej trudna droga do zaakceptowania nowej rzeczywistości i odnalezienia siebie na nowo.

Pierwsze godziny po wypadku były niezwykle trudne, wręcz nie do zniesienia.
Kiedy obudziłam się po drugiej operacji, miałam ochotę umrzeć. Ból był tak potworny, że nie byłam w stanie go znieść bez sterty zastrzyków i tabletek. Morfinę dawkowano mi co trzy godziny, ale działała najwyżej półtorej. Przez kilka kolejnych dni kręciłam się na piekielnej karuzeli. Zastrzyk, liczę do dziesięciu, z każdą sekundą ból słabnie, by za chwilę całkowicie zniknąć. Zasypiam natychmiast, zmordowana wcześniejszą walką o przetrwanie
- wspomina w książce autobiograficznej pt. "Drugie życie". Niestety, sytuacja niewiele się zmieniła w pierwszych miesiącach po tragedii.

Nasze ciało, którego nie czujemy staje się nagle obce. Bo nie ma z nim kontaktu. Ono się nawet fizycznie zmienia: moje stopy, łydki, kolana są inne, ponieważ mięśnie nie pracują tak jak kiedyś. Po tylu latach przyzwyczaiłam się już do tego wyglądu, ale na początku miałam wrażenie, że ktoś przyszył do mojego ciała obce kończyny. W podświadomości natychmiast sama pozycjonuję się niżej. Jestem niżej, czyli jestem słabsza. To oczywiście nieprawda, ale jakoś cholernie trudno zrozumieć i zaakceptować ten stan, ten układ sił
- mówiła w wywiadzie dla "Vivy".

Monika Kuszyńska - życie po wypadku
Kiedy wylądowała na wózku inwalidzkim, miała mnóstwo blokad i oporów. Bała się wychodzić z domu, nie była pewna, czy sobie poradzi. I jeszcze jedno... Spojrzenia ludzi. Miała wrażenie, że wszyscy ją będą obserwować.
Najpierw wyszłam z moją siostrą i przyjaciółmi do restauracji. Byłam zahukana, bałam się, to było wielkie wyjście, czułam, że wszyscy się gapią. To był problem w mojej głowie. Pewien pan zwrócił się do mojej siostry ze współczuciem: "My też taką mamy w domu". To mnie ukłuło
- wspominała.

Wobec takich wyzwań, wycofała się z życia publicznego. Zrezygnowała z występów scenicznych i skupiła się na terapii oraz próbie odnalezienia sensu w nowej rzeczywistości. Wielokrotnie podkreślała, że czuła się wtedy bezwartościowa i nie widziała dla siebie miejsca w świecie muzyki. Ale z każdym dniem podejmowała walkę. O powrót do normalności, mimo przeciwności losu.
Monika Kuszyńska - rodzina
Kluczową rolę w procesie rekonwalescencji odegrali bliscy artystki. Jej siostra Marta, projektantka mody, zrezygnowała z własnych planów, by wspierać Monikę w codziennym życiu i rehabilitacji. Dzięki ich wsparciu Kuszyńska stopniowo odzyskiwała wiarę w siebie i zaczęła myśleć o powrocie do aktywności zawodowej.

W 2010 roku, po czteroletniej przerwie, Monika Kuszyńska po raz pierwszy pojawiła się publicznie, występując w programie „Dzień Dobry TVN”. Był to dla niej ogromny krok naprzód i sygnał, że może nadal realizować swoją pasję mimo ograniczeń. W życiu prywatnym Monika Kuszyńska również odnalazła szczęście. W 2011 roku wyszła za mąż za Jakuba Raczyńskiego, a w kolejnych latach para doczekała się dwójki dzieci, 7-letniego syna Jeremiego oraz 4-letnią córeczkę Kalinę. Artystka podkreśla, że macierzyństwo dało jej ogromną siłę i motywację do dalszego działania.