Sandra Kubicka to była modelka, a także swego czasu prowadząca randkowy program w TVP „Love me or leave me. Kochaj albo rzuć”. Teraz jednak gwiazda, która w zeszłym roku wyszła za mąż za Aleksandra Barona z zespołu Afromental, skupia się na wychowaniu rocznego synka Leonarda.

Wróciła też do pracy influencerki w sieci. A kilka tygodni temu otworzyła własny lokal serwujący matchę w centrum Warszawy. Na swoim profilu w sieci Sandra zamieściła ogłoszenie, jakiego pracownika szuka.
Asystentka, rodzaj zatrudnienia: pełny etat/część etatu start: od zaraz. Rodzaj zatrudnienia; umowa zlecenie lub b2b
– czytamy w ogłoszeniu. Do obowiązków asystentki należeć mają różnego rodzaju sprawy organizacyjne, związane z prowadzeniem lokalu.

Ukryty etat?
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie forma zatrudnienia. Sandra Kubicka podkreśliła w dwóch miejscach, że oferuje zatrudnienie na umowę zlecenie lub b2b, jednocześnie wymaga codziennej obecności w firmie.
Wielokrotnie mówiła też, że jej pracownicy muszą pracować stacjonarnie. Zatem wszystko na to wskazuje, że oferta celebrytki to tak naprawdę ukryty etat, zabroniony prawem pracy. Ogłoszenie szybko zniknęło z profilu eksmodelki. Czyżby zorientowała się ona, że może mieć przez nie kłopoty?

Nawoływała do zwolnienia z pracy
To nie pierwszy raz, gdy Kubicka wzbudza kontrowersje. Kilka tygodni temu wytoczyła ona wojnę tym obserwującym jej profil, którzy zamieścili niepochlebne na jej temat komentarze.

Sandra domagała się nawet od jednego z banków zwolnienia jego pracownicy, bo napisała ona niepochlebny na jej temat komentarz. Jak zakończyła się sprawa, nie wiadomo, bo bank nabrał wody w usta.
Za to Sandra triumfowała i zapowiedziała, że będzie ścigać hejterów i dzwonić do pracy. Celebrytka jest też znana ze swoich konfliktów z dziennikarzami i paparazzi. Czy teraz także się obrazi?