Świat poznał się na talencie Anny Dymnej już lata temu. Debiutowała jako aktorka w 1969 roku, kiedy to zagrała Isię i Chochoła w wystawianym na deskach teatru "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego, ale szczególną rozpoznawalność zyskała za sprawą kreacji Ani Pawlakówny w "Nie ma mocnych" oraz "Kochaj albo rzuć", a także Marii Wilczur w "Znachorze".

Na przestrzeni lat Dymna otrzymała liczne nagrody i odznaczenia za wybitne kreacje aktorskie; wciąż jest aktywna zawodowo, ale i konsekwentnie realizuje się w ramach działalności charytatywnej. W 2003 roku powołała do życia Fundację "Mimo Wszystko", która pomaga dorosłym z niepełnosprawnością intelektualną. Artystka wykorzystuje swoją popularność w szczytnym celu - zachęca fanów do pomocy potrzebującym i sama, jako prezeska i wolontariuszka w organizacji, daje innym przykład.

Anna Dymna o operacjach plastycznych
Ludzie latami podziwiali urodę aktorki, lecz ona sama zdaje się nie przywiązywać większej wagi do swojej powierzchowności. Anna Dymna uważa, że są w życiu rzeczy ważniejsze niż wygląd, i to im poświęca swoją energię. Nie próbuje spowolnić czy zatrzymać upływającego czasu - stawia na "inne piękno".
- Oczywiście przykre jest starzenie się, bo kobieta służy przecież za ozdobę świata. A teraz mamy taki świat, w którym docenia się tylko piękno zewnętrzne, jakby ono było prawdziwą wartością człowieka. A piękno zewnętrzne przemija i nawet nie wiem, jak bardzo byśmy się starali, nie jesteśmy w stanie wygrać z biologią. Można robić operacje plastyczne, wysysać, podcinać, poprawiać i temu wszystko podporządkowywać. Mnie szkoda czasu. Śliczniutka już byłam. Teraz walczę o inne piękno - mówiła w 2021 roku "Super Expressowi".

Nie oznacza to, że komentarze, które słyszy na swój temat, są jej całkowicie obojętne. Jak przekazała w tym samym wywiadzie Dymna:
- Czasem jest mi przykro, gdy widzę, z jaką pogardą traktuje się starość. To mnie już powoli zaczyna dotykać, choć trochę inaczej niż anonimowe kobiety, boleśniej.
Lata płyną, ale stosunek Anny Dymnej do operacji plastycznych pozostaje niezmienny. W 2024 roku ponownie zapytano ją o tę kwestię.

- Można zaprzedać duszę diabłu, ja mogę teraz się zajmować tym, żeby tu se poderżnąć, żeby mi nie wisiało tu, bo mi mówią: pani ma pięknie wyglądać, pani ma być młoda, proszę sobie zrobić operację. Ale nie miałabym wtedy czasu na ważniejsze rzeczy, nie można się tym zajmować, a poza tym jak trzeba zagrać grubą babę, to kto to lepiej ode mnie zrobi, no kto? - opowiadała w podkaście Złotej Sceny prowadzonym przez Annę Jurksztowicz.
73-letnia aktorka z pełną świadomością nie korzysta z zabiegów medycyny estetycznej, faktem jest jednak, że jako osoba publiczna wystawiona jest na nieustanną ocenę.

- Być może, że będę grała taką fajną postać, ale jeszcze nie jest podpisana umowa, gdzie wreszcie będę mogła tak się cieszyć, że jestem stara. (...) Jest to trudne bardzo, no bo ludzie cię cały czas oceniają, ale teraz są takie czasy, że co byś nie zrobiła, to i tak ktoś cię opluje - podsumowała Dymna.
Zgadzacie się z tymi słowami?
