Romans Kayah i Sebastiana Karpiela-Bułecki
Kayah i Sebastian Karpiel-Bułecka tworzyli jeden z najbardziej intrygujących, choć nieoficjalnych związków w polskim show biznesie. Ich relacja rozpoczęła się niedługo po separacji Kayah z Rinke Rooyensem, z którym była związana przez cztery lata. Chociaż para pozostała w formalnym związku małżeńskim aż do rozwodu w 2010 roku, wokalistka i lider Zakopowera przez kilka lat tworzyli parę.
Związek Kayah i Karpiela-Bułecki był skrywany przed mediami. O ich uczuciu mówiło się od 2005 roku, kiedy wspólnie pojawili się na gali „Najpiękniejsi”. Choć wyglądali na szczęśliwych, konsekwentnie unikali publicznych czułości i nie dzielili się prywatnymi szczegółami. Jednym z powodów rozstania miała być obecność Rooyensa, który mimo separacji często odwiedzał Kayah i ich syna. Sebastian miał nie akceptować tej sytuacji, co prowadziło do napięć. Dodatkowo rodzina górala nie wspierała tej relacji.

Kayah wybudowała dom w Kościelisku – tuż obok posiadłości Sebastiana – co po rozstaniu stało się dla niej źródłem dyskomfortu. Przez pewien czas unikała Podhala, ale ostatecznie wróciła tam z nowym partnerem.
Mimo rozstania Kayah i Sebastian pozostali w dobrych relacjach. Artystka pojawiła się nawet na pogrzebie babci Karpiela-Bułecki – Zofii, którą darzyła ogromnym szacunkiem.

Kayah o Karpielu-Bułecce
- Kiedyś byłam w związku ze wschodzącą gwiazdą muzyki w Polsce. I tak bardzo przeszkadzało mi to, że ludzie mogą mówić o nas i ten zdolny muzyk będzie postrzegany głównie przez pryzmat naszego związku, że to nas wyniszczyło. Przez wiele lat nie chciałam dostarczać ludziom dowodów, że jesteśmy razem, nie cieszyliśmy się naszym związkiem w normalnych warunkach, np. na ulicy… Teraz tego błędu nie popełniam. Rzucamy się w oczy, bo mój obecny partner ma inny kolor skóry, ale kompletnie przestałam się przejmować. Chcą nam robić zdjęcia, jak się obejmujemy, niech robią. Chcą komentować? Myślę o tym ze współczuciem, bo ja przynajmniej żyję własnym życiem – mówiła w Wyborczej.

Sebastian Karpiel-Bułecka o Kayah
- To bez sensu kompletnie, to są trudne rzeczy, ale z drugiej strony pewnie ona chciała dobrze. Ludzie są czasem bezwzględni w swoich ocenach, ale czy to jest dobre dla relacji i tego, co tak naprawdę jest sednem bycia z kimś? Czy to jest dobre dla miłości? Myślę, że nie. Przez to związki nie mają przyszłości, nie da się ich zrealizować i się rozlatują prędzej czy później…

Związek ma sens, nie wtedy jak jeden drugiego wlecze, tylko jak to są dwa pociągi, które jadą w tę samą stronę. Często miałem wrażenie, że za mało żyłem swoim życiem, za mało siebie budowałem, za bardzo się podpinałem i żyłem życiem tej drugiej osoby. Z perspektywy czasu widzę, że to nie robiło dobrze, to było głupie… Bycie kochanym ma swoje granice, ja może chciałem za dużo atencji. Miałem taki syndrom ofiary podświadomie… To, że wchodzimy w takie, a nie inne relacje to problem nie polega w drugim człowieku, tylko w nas. Przecież nikt mi nie kazał być z kimś, kogo nie do końca rozumiem, czy nie czuje się do końca komfortowo. Każdy ma wolną wolę… To był mój problem, jeśli takie związki były. Miałem w sobie do przerobienia jakąś toksynę i musiałem do tego dojrzeć, złapać i sobie poradzić – zwierzał się u Żurnalisty.
Ostatnio tak artysta, jak i artystka podkreślają: „My mamy bardzo dobre relacje. Jak się widzimy, to się lubimy. Normalnie ze sobą rozmawiamy”.

