Włodzimierz Czarzasty, świeżo mianowany marszałek Sejmu, ma problem większy niż opozycja w głosowaniu. On po prostu boi się latać. Nie chodzi o polityczne turbulencje, tylko te prawdziwe, w powietrzu. Dlatego pan Włodek zostaje na ziemi. A w podróże służbowe poleci za niego Szymon Hołownia. Dosłownie.

Jak z piosenki Myslovitz
Czyli jeden marszałek zostaje stacjonarnie na ziemi, a drugi będzie w podróży. Układ sejmowego duetu – Czarzasty i Hołownia, niczym bohaterowie piosenki Myslovitz. Bo to właśnie
„Strach przed lataniem i głód doświadczeń, wstyd przed mówieniem sobie ‘nie wiem’, ogromna siła wyobrażeń”...
sprawił, że dziś są razem. Internet już żartuje, że to nie przypadek, że duet marszałków działa wspólnie – jeden boi się samolotu, drugi ma apetyt na dyplomatyczne loty. A polityczna rzeczywistość brzmi jak sejmowa wersja refrenu:
„To nie przypadek, że jesteśmy razem”.

Pod kontrolą
Czarzasty tłumaczy, że nie lubi sytuacji, w których nie ma kontroli. A w samolocie trzeba zaufać pilotowi i załodze.

Czy to oznacza, że będziemy mieli marszałka stacjonarnego? Być może. Ale czy to powód do wstydu? Raczej nie. W końcu każdy ma swoje słabości – jedni boją się pająków, inni dentysty, a Czarzasty samolotów.

I choć polityka wymaga czasem wzbijania się ponad przeciętność, w tym przypadku marszałek zostaje na ziemi. Z troską, ale i z uśmiechem patrzymy, jak Hołownia szykuje się do roli „marszałka w podróży”.


Dołącz do dyskusji!
Podziel się swoją opinią o artykule
💬 Zobacz komentarze