Robert Stockinger jest szczęśliwym mężem Patrycji Stockinger i ojcem dwójki uroczych dzieci Oliwii (8 l.) i Adama (4 l.). Zdradził nam, że jego znany tata chętnie zagląda do swoich wnuków i uwielbia spędzać z nimi czas.

Tomasz Stockinger, jego syn i rodzina
- Dziadek częściej rozpieszcza słodyczami niż zabawkami. Proponuje im szczególnie takie słodycze, które sam uwielbia, a nie koniecznie dzieci. Póki dzieci się nie przekonają specjalnie do chałwy, to nadmiar i przejedzenie słodyczami ze strony dziadka im nie grozi – śmieje się Robert.
Gwiazdor serialu „Klan” zawsze jest mile widzianym gościem u syna i synowej, a wnuki wręcz za nim przepadają. Często wpada też z jakimś prezencikiem.

- Tata jest bardzo częstym gościem w naszym domu. My również go odwiedzamy. Mamy bardzo dobre i bliskie relacje. Dziadek jak to dziadek, zawsze przychodzi z jakimś ciasteczkiem czy drobnym prezencikiem. Czasem go lekko upominam, żeby nie znosił nam za dużo prezentów, później coś z tym trzeba zrobić, a walczymy, żeby się nie zagracać. Według nas dzieciaki mają zbyt wiele i bywa, że są przebodźcowane tym wszystkim, a tak nie powinno być – zauważa prezenter.

Jakim ojcem był Tomasz Stockinger?
Jak się okazuje nie jest łatwo być dzieckiem legendy. Robert Stockinger przyznaje, że w latach 90., serial „Klan” zabrał mu ojca. Relacje rodzinne nie były wtedy takie, o jakich marzył. Na szczęście po latach udało się odbudować relacje ojca i syna.

- To prawda, że tata jest lepszym dziadkiem niż był dla mnie ojcem. Ma zupełnie inny stosunek do wnuków niż do mnie jak byłem dzieckiem. Nie mam jednak do niego żalu. To były inne czasy. Choć byłem jedynakiem nie miał dla mnie tyle, czasu, ile bym od niego oczekiwał wtedy. Dziś, z perspektywy biegu lat jestem w stanie zrozumieć pewne rzeczy. Był pochłonięty pracą. Zapłaciłem trochę cenę jego ogromnego sukcesu. Popularność i jego obowiązki związane z serialem „Klan” przypadły na czas, kiedy bardzo go potrzebowałem. Jak ruszyła ta machina miałem dziewięć lat – zwierza się nam.

- Tata w domu zaczął bywać gościem. Ten serial zabrał mi wtedy ojca, bo nie tylko spędzał długie godziny na planie, ale też jeździł po całej Polsce. Były tego oczywiście plusy i minusy. Za to teraz jest typowym dziadkiem, który przyjeżdża, sadza dzieci na kolana, śpiewa, uczy je wierszyków i piosenek. Opowiada im różne historyjki, a one jemu. Jak patrzę na to z boku, mam wrażenie, że nadają na tych samych falach – cieszy się Robert w rozmowie z Blaskiem.

Dziś ma wobec znanego ojca wiele empatii.
- Dzisiaj jestem mniej więcej w podobnym wieku jak tata, kiedy zaczynał grać w „Klanie”. Też pracuję w telewizji. Na pewno daleko i do skali rozpoznawalności mojego taty w tamtym czasie, natomiast staram się go rozumieć. To był czas, który warto było wykorzystać. Na pewno nie było to dla niego łatwe, bo wiele stracił z życia rodzinnego, ale za to stał się legendą telewizji polskiej – podsumowuje.
