Nie ma co ściemniać. Roksana Węgiel wygląda tu, jakby dopiero co zwlekła się z łóżka po ciężkiej nocy z Kevinem Mglejem. Zero makijażu, włosy ewidentnie nie widziały szczotki, a szlafrok wygląda, jakby spędził z nią pół dnia i pół nocy. Do tego bosa stopa ledwo wystająca spod stołu. Krótko mówiąc – totalna poranna „wymiętka”.

Ale hej, może właśnie o taki efekt chodziło? Naturalność, brak pozowania, autentyczność: to przecież dziś modne. Tylko pytanie: czy każdy poranek musi być od razu „romantyzowany”? Internauci mają swoje zdanie. Część zachwycona, część… no, bardziej zdystansowana.
No dobra, rzućmy okiem na to włoskie, mediolańskie śniadanie. Biały obrus, kilka sztućców, miseczki z owocami, sok pomarańczowy, skromną filiżankę kawy i koszyk z pieczywem, w którym króluje tost i samotna muffinka. Gdzie włoski klimat? Gdzie ten zapowiadany romantyzm i dolce vita?

Nie oszukujmy się, to wygląda jak standardowy room service w hotelu trzygwiazdkowym, a nie śniadanie gwiazdy pop na włoskich wakacjach. Brakuje mozzarelli, świeżych pomidorów, prosciutto, czegokolwiek z charakterem. Jest za to klasyczne „coś na ząb”, czyli dokładnie to, co dostajesz, kiedy nie dopłacasz do opcji „premium”.

A teraz crème de la crème całego wystroju – widok. Zamiast palm, jeziora Como czy panoramy Duomo mamy bloki, anteny i szare niebo. Typowy poranek, bardziej przypominający Ursynów po deszczu niż włoską pocztówkę. Roksana Węgiel siedzi przy stole, patrzy w dal i wygląda, jakby próbowała przekonać samą siebie, że jest we Włoszech, a nie na dachu centrum handlowego.

Mimo wszystko licznik polubień bije rekordy. Ponad 13 tys. serduszek nie bierze się znikąd. Roksana może wyglądać jak wymiętolona wersja siebie z koncertów, ale nadal przyciąga uwagę jak magnes. I może właśnie o to chodzi, żeby pokazać, że nie tylko czerwony dywan się liczy? Jak uważacie?