Ania Rusowicz, wokalistka retro i córka legendarnej Ady Rusowicz, postanowiła uczcić nowy etap swojego życia w niezwykle oryginalny sposób. Zorganizowała „samoślub”, czyli symboliczny ślub z samą sobą. Choć ceremonia nie miała mocy prawnej, była... emocjonalnym wydarzeniem, które artystka nazwała „początkiem nowego życia”. Uroczystość trwała trzy dni i odbyła się w malowniczym folwarku Duchenka — miejscu, które Rusowicz określa jako swoją „planetę”.

Pomysł zrodził się spontanicznie, gdy piosenkarka odwiedzała przyjaciół prowadzących to gospodarstwo.
„To miejsce jest bardzo romantyczne, nazywam je moją planetą. Pomyślałam: a może zrobię ślub sama ze sobą? Oni powiedzieli: zróbmy to!”
– wspominała w rozmowie z programem Halo tu Polsat. W ten sposób narodziła się idea, która z pozoru mogła wydawać się żartem, ale dla artystki stała się głęboko symbolicznym gestem – wyrazem samoakceptacji, wolności i wdzięczności za życie.

Ceremonia miała wszystkie elementy tradycyjnego wesela: białą suknię, biżuterię w roli obrączki, wieczór panieński, tort, DJ-a i tańce do białego rana. Podczas uroczystości goście ustawili się w kręgu, trzymając się za ręce, a Ania wypowiedziała przysięgę, którą sama napisała.
„Sama ceremonia zaślubin wyglądała tak, że stanęliśmy wszyscy w kręgu, trzymając się za ręce. Wypowiedziałam ze wzruszeniem przysięgę, którą sama napisałam”
– opowiadała w wywiadzie dla WP Kobieta.

Wesele trwało trzy dni, a jego atmosfera – jak relacjonowali uczestnicy – była pełna miłości i lekkości.
„Na końcu wszyscy stwierdziliśmy, że to nie jest potrzebne, bo miłość po prostu unosi się w powietrzu”
– mówiła Rusowicz z uśmiechem. Jak podkreśliła, nie chodziło o legalny akt, lecz o symboliczne przypieczętowanie wewnętrznej przemiany.
„Nie mówię, że to jest jakaś formalna historia. Ja przecież nie poszłam i nie zarejestrowałam tego w urzędzie. Ale jestem artystką, więc mogę pozwolić sobie na takie szalone rzeczy. To była okazja, żeby rozpocząć piękne, nowe życie”
– tłumaczyła w rozmowie z Polsatem.

Decyzja o samoślubie nie wzięła się znikąd. Była efektem głębokiej przemiany po trudnym rozwodzie i zakończeniu 16-letniego związku. Jak sama mówiła, zdrada męża, o której dowiedziała się w dramatycznych okolicznościach, była ciosem. „Jak to mawiają, najciemniej pod latarnią. To nie jest nawet opłakiwanie relacji, to jest po prostu opłakiwanie straty marzeń o idealnej rodzinie” – mówiła w rozmowie z Plejady. Po miesiącach bólu i refleksji postanowiła odbudować siebie na nowo, symbolicznie ślubując sobie wierność i miłość.
Dziś artystka otwarcie zachęca innych, by po trudnych doświadczeniach również odnaleźli miłość do samych siebie. Nie chodzi o egocentryzm, ale o uzdrowienie i poczucie pełni.
„To, co zrobiłam, to nie był bunt przeciwko miłości. To był hołd dla niej – tej, którą mamy w sobie”
– podsumowała.

Dołącz do dyskusji!
Podziel się swoją opinią o artykule
💬 Zobacz komentarze