Aktorka, która w wywiadach mówiła o „empatii wobec wszystkich istot żywych”, teraz z dumą prezentuje wyroby, które – jakby nie patrzeć – kiedyś miały nogi, ogon i uczucia. A wszystko to w imię „modowego języka wyrażania siebie”. Cytując samą Ostaszewską:
„Moje stylizacje są formą, jaką komunikuję się ze światem. To rodzaj języka, dzięki któremu mogę wyrażać siebie i podkreślać swój charakter bez używania jakichkolwiek słów”.

Jeszcze niedawno Maja była twarzą kampanii „Nie kupuj żywego karpia”, a jej Instagram przypominał folder WWF. Teraz – w kampanii modowej – prezentuje eleganckie płaszcze z wełny i skórzane torby.
Mem z kartką A4
Maja Ostaszewska miała wszystko, by przejść do historii polskiego kina. Zagrała w epickich produkcjach, które mogły zapewnić jej miejsce w panteonie aktorskiej chwały: w „Katyniu” – jako Anna, żona oficera, w poruszającej roli matki i wdowy, w „Jacku Strongu” – jako żona pułkownika Kuklińskiego, za którą zgarnęła Orła, w filmie Patryka Vegi „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” – jako Olka, twarda, bezkompromisowa oraz jako żona tragicznie zmarłego himalaisty w „Broad Peak”.

Mogła być zapamiętana jako aktorka dramatyczna, z głębią, z klasą. Ale zamiast tego – została symbolem protestu z kartką A4. Z czasem kartka stała się jej znakiem rozpoznawczym. Nie rola. Nie kreacja. Kartka.

A teraz? Nawet kartka zniknęła. Zastąpiła ją skórzana torba i płaszcz z kampanii reklamowej.
Hipokryzja szyta na miarę
Oczywiście, można powiedzieć, że moda to sztuka, a skóra to „naturalny materiał”. Ale czy nie brzmi to jak argument z ust tych, których Ostaszewska zwykle krytykuje? Gdzie się podziała ta „świadomość ekologiczna”, „etyka wyboru” i „miłość do zwierząt”? Czy płaszcz z paskiem w talii naprawdę jest wart tej ideologicznej wolty?

Zmienili się mocodawcy – Maja Ostaszewska już nie trzyma kartki, tylko fakturę
Ostaszewska, niegdyś ikona moralnego oporu, dziś wygląda jak tablica reklamowa – tylko trochę większa niż A4. Z wielkiej artystki zrobiła się nośnikiem przekazu, który zależy od tego, kto płaci. A wiadomo – kto płaci, ten wymaga. Ostaszewska najwidoczniej potrafi się dostosować. Ważne, żeby kasa się zgadzała. Stała za dzikiem, teraz stoi za skórzaną torbą. Wcześniej walczyła o wartości, dziś walczy o zasięgi. Bo w świecie, gdzie przekonania są elastyczne, a kartki można wymieniać jak stylizacje, Maja Ostaszewska pokazuje, że empatia, która najlepiej wyglada na zdjęciu, też może mieć cenę. I metkę.

Bo kiedy zmieniają się mocodawcy, zmienia się też przekaz. A kto płaci, ten wymaga – nawet jeśli chodzi o zabijanie zwierząt.