Gdyby Fryderyk Chopin wiedział, że jego muzyka stanie się towarem eksportowym, być może zamiast mazurków pisałby faktury VAT. W 2025 roku okazuje się, że nagrania z Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina trafiają do katalogu niemieckiego wydawnictwa Deutsche Grammophon, które sprzedaje je na całym świecie. Tak, to nie żart — to oficjalna współpraca z Narodowym Instytutem Fryderyka Chopina.

Informację ujawnił Tomasz Sommer, redaktor naczelny „Najwyższego CZAS!-u”, który nie krył oburzenia:
„To się wydaje nieprawdopodobne, ale tak jest. Mamy Konkurs Chopinowski, a wszystkie nagrania wpadają w ręce niemieckiego wydawnictwa, które potem sprzedaje Konkurs Chopinowski, który odbywa się raz na pięć lat.”
☝️Lotnisko miało być w Berlinie to dlaczego nagrania z konkursu Chopinowskiego mają nie być w rękach Niemców?
— Olanta ‼️☝️ (@alojjola) October 9, 2025
Trzaskowski lubi Niemcy.
Za to Polacy nie dojadą na Dworzec Centralny w Warszawie na Marsz Niepodległości.
Trzaskowski nie lubi Marszu
Nie lubi Polski pic.twitter.com/sfUXYbnrHb
W 2025 roku kontrowersje sięgają zenitu:
W aktualnej edycji (XIX Konkurs Chopinowski), brak polskich symboli, obcokrajowiec jako przewodniczący jury (Garrick Ohlsson), oraz rozkopana okolica Filharmonii Narodowej tylko podsyciły dyskusję o „depolonizacji” wydarzenia.
Od kiedy Niemcy mają Chopina?
Współpraca z Deutsche Grammophon trwa od co najmniej 2010 roku. Już wtedy niemiecka wytwórnia publikowała płyty z występami laureatów konkursu, a kolejne edycje tylko umacniały tę relację. Choć oficjalnie chodzi o promocję polskiej kultury na świecie, to Niemcy decydują, co i jak trafi do globalnej dystrybucji, a nie polskie instytucje.

Kto zarabia na Chopinie?
Nagrania laureatów Konkursu Chopinowskiego, zamiast trafiać do polskich archiwów czy być wydawane przez rodzimą instytucję kultury, lądują w katalogu niemieckiego wydawnictwa Deutsche Grammophon. To właśnie ta firma, z siedzibą w Berlinie, decyduje o tym, jak i gdzie muzyka z najważniejszego polskiego konkursu pianistycznego zostanie opakowana, sprzedana i rozdystrybuowana.

Płyty z występami finalistów można kupić w Londynie, Tokio, Nowym Jorku, czy nawet w Wellington w Nowej Zelandii — ale nie jako efekt polskiej produkcji, lecz jako produkt niemieckiego wydawnictwa. Tymczasem Polska, choć organizuje konkurs, zapewnia scenę, jurorów, publiczność i całą logistykę, nie posiada praw do jego muzycznej spuścizny.
To tak, jakby Oscary odbywały się w Hollywood, ale prawa do transmisji miały Chiny. Absurd? A jednak — właśnie tak wygląda rzeczywistość Konkursu Chopinowskiego w 2025 roku.

Czy Chopin to już tylko marka?
Czy naprawdę musimy oddawać kontrolę nad najważniejszym konkursem pianistycznym w ręce zagranicznego wydawnictwa? Czy nie stać nas na to, by Polska sama zarządzała dziedzictwem Chopina – nie tylko organizacyjnie, ale też fonograficznie?
Chopin gra dalej. Ale pytanie brzmi: dla kogo? Jeśli nie dla Polski, to może dla tych, którzy potrafią jego muzykę spieniężyć. A my? Możemy sobie posłuchać – za euro, z niemieckiego katalogu.
Dołącz do dyskusji!
Podziel się swoją opinią o artykule
💬 Zobacz komentarze