„Słyszałam o tym warzywniaku nie raz, więc chciałam zobaczyć to miejsce. To kawałek jego życia”
– powiedziała z uznaniem.

Rogacewicz zaś wspominał czas, gdy zamiast grać na planie, codziennie dźwigał skrzynki i sam budował swoje miejsce pracy.
„Wszystko jest wyspawane tak, jak było... Każdy centymetr, każdy skrawek tego warzywniaka zbudowałem sam. Pandemia była i wtedy wszystko się zatrzymało, więc kalendarz wyrzuciłem do kosza. No i żeby utrzymać rodzinę, otworzyłem warzywniak”.
Jak wyjaśniał do kamer, pracował 16–18 godzin dziennie, przerzucał 700 kilogramów towaru na dostawczaka, zero wymówek.
„Miałem taki jeden moment, że tutaj kiedyś zamknąłem drzwi i nie miałem siły wstać. Byłem tak zmęczony. To był dobry czas, ale nie był łatwy”.

Niełatwy — ale jak się okazuje, bardzo potrzebny. Dla Rogacewicza to doświadczenie było czymś więcej niż sposobem na przetrwanie. Było lekcją pokory i kontaktu z ludźmi, których dziś wspomina z ogromnym sentymentem.
„Ci klienci to jest taka moja mała mikrorodzina. Do dzisiaj dostaję SMS-y na święta”.
Zobaczcie GALERIĘ!

Dołącz do dyskusji!
Podziel się swoją opinią o artykule
💬 Zobacz komentarze