Pierwszy raz o sprawie pisaliśmy w poniedziałek, 28 lipca. Monika Richardson po śmierci ukochanego psa nie kryła emocji.

W sieci opublikowała wpisy, w których nie tylko skrytykowała klinikę weterynaryjną, ale posunęła się znacznie dalej.
Padły słowa o „zorganizowanej szajce”, która „nie cofnie się przed niczym”:
Nie wiedziałam, że lobby biznesu weterynaryjnego w Polsce ma się tak świetnie. Ja rozumiem, że trudno było załatwić profesjonalną kampanię trollingu w tak krótkim czasie, więc wzięto chyba ze cztery klasy technikum weterynaryjnego, bo piszą do mnie głównie płowowłose dziewczęta w wieku potrądzikowym. Jest dokładna wiedza, co stało się z moim biednym nieżyjącym psem, jest wyszczególnienie wszystkich moich win - a jest ich sporo - są wycieczki osobiste, odwołania do mojego małżeństwa z Zamachowskim, opowieści o botoksie w mojej twarzy, ba, nawet przekonanie o tym, że jestem beznadziejną nauczycielką języków obcych w mojej szkole. Pojawiły się nawet recenzje szkoły od ludzi, którzy nie postawili w niej stopy (...) Piszę to do wszystkich tych, którym się wydawało, że weterynaria w tym kraju to jeszcze zawód z powołania. Otwórzcie oczy: chodzi o kasę!! Ci ludzie są gotowi przyjść pod mój dom. To zorganizowana szajka, która nie cofnie się przed niczym
Mocne? Bardzo. Trudno się zatem dziwić, że nie pozostały bez echa. Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna właśnie opublikowała oficjalny list otwarty do Moniki Richardson.

Dokument został podpisany przez prezesa Marka Mastalerka i jest bardzo jasny w przekazie. Weterynarze nie pozwolą na publiczne obrażanie całej grupy zawodowej.
Z oburzeniem przyjęliśmy Pani kolejne wypowiedzi, które godzą w dobre imię i pomawiają lekarzy weterynarii jako całą naszą grupę zawodową
- czytamy w piśmie.

Izba wezwała dziennikarkę do podjęcia konkretnych działań. Żąda:
- Niezwłocznego usunięcia obraźliwych i pomawiających wpisów,
- Publicznych przeprosin,
- Zaprzestania dalszego rozpowszechniania treści naruszających dobre imię lekarzy weterynarii.
W przeciwnym razie zapowiada „odpowiednie kroki prawne”, w tym skierowanie sprawy do sądu.

W piśmie padają mocne słowa o „szkalowaniu środowiska”, którego członkowie codziennie służą pomocą ludziom i zwierzętom „z pełnym zaangażowaniem i profesjonalizmem”.
Czy Monika Richardson zdecyduje się na przeprosiny? A może pójdzie na konfrontację z Izbą? A Waszym zdaniem jak powinna postąpić?