Choroba przyszła nagle
Małgorzata Braunek zmarła 23 czerwca 2014 roku. Choroba przyszła nagle. Gdy aktorka dowiedziała się, że zmaga się z rakiem jajnika, nie straciła pogody ducha.
„Praktykując zen, buddyzm, mam świadomość nietrwałości wszystkich zjawisk. Śmierć jest końcem, ale też początkiem, życie jest wieczne, tylko zmienia swoje formy, które są nietrwałe. Więc jestem otwarta na śmierć”
- wyjawiła w jednym z wywiadów.
Jak mówiła Orina Krajewska o swojej mamie w rozmowie dla Wysokich Obcasów:
„Wydawało mi się, że może nie wypada. Wokół [w szpitalu] pełno chorych, nie brakuje też umierających, a mama śmieje się donośnie, w głos. A potem pomyślałam: przecież to ona jest chora, nie ja. I tylko ona może powiedzieć sobie, czy jej coś wypada robić, czy nie. Potrafiła cieszyć się życiem w każdej chwili”.
Niestety, aktorka prawdziwie cierpiała. Przez ostatnie miesiące prawie nie jadła, córka podawała jej kroplówki.
„Myśmy nie rozmawiali o śmierci, nie było potrzeby. Kiedy Małgosia umierała, bardzo bałem się, że przyjdzie ogromne cierpienie. Patrząc jej w oczy, w oczy człowieka, którego kochałem najbardziej na świecie, w pewnej chwili modliłem się, żeby odeszła. Taka była moja modlitwa: odejdź w spokoju. Patrzyłem na nią i myślałem: odejdź w spokoju! Choć każdy dzień z nią był dla mnie bezcenny”
- mówił w Dużym Formacie mąż Braunek Andrzej Krajewski.
Trzy małżeństwa, jedna miłość życia
Małgorzata Braunek była trzykrotnie zamężna - z Januszem Guttnerem, Andrzejem Żuławskim - ma z tego małżeństwa syna, Xawerego Żuławskiego, który jest reżyserem filmowym.
Jej ostatnim mężem był wspomniany wyżej Andrzej Krajewski i to jego nazywała miłością życia. Z przystojnym pisarzem i buddystą doczekała się córki Oriny. "Był niezwykle barwną postacią, hipisem, obieżyświatem, a jego opowieści o dalekich podróżach brzmiały jak baśnie z tysiąca i jednej nocy" - wspominała aktorka w jednym z ostatnich wywiadów.
Spędzili razem 37 lat. Ich małżeństwo przerwała dopiero śmierć aktorki.
Artystka była buddystką, zwierzchnikiem Związku Buddyjskiego "Kanzeon". Wspierała ruch na rzecz praw człowieka w Chinach. Była także wegetarianką, zaangażowaną w ochronę zwierząt. Razem z Mają Ostaszewską i Ksawerym Jasieńskim nagrała w 2007 roku adaptację audio buddyjskich bajek zebranych przez Rafe Martina w zbiorze "Głodna tygrysica".
Chciała być aktorką
Braunek w roku 1969 ukończyła studia aktorskie w warszawskiej PWST. Na dużym ekranie zadebiutowała już w czasie studiów, w filmie "Skok" Kazimierza Kutza (1967), gdzie partnerowali jej Daniel Olbrychski i Marian Opania.
Na przełomie lat 60. i 70. młodą aktorkę dostrzegł Andrzej Wajda. Braunek wystąpiła wówczas w dwóch jego filmach - "Polowaniu na muchy" na podstawie scenariusza Janusza Głowackiego (1969), gdzie zagrała studentkę polonistyki Irenę i w dramacie "Krajobraz po bitwie" (1970) zrealizowanym na podstawie obozowych opowiadań Tadeusza Borowskiego.
Braunek, wspominając swoją współpracę z Wajdą na planie filmu "Polowanie na muchy", powiedziała:
"W zasadzie nie wiem do końca, w jaki sposób Andrzej mnie znalazł. Na pewno nie odbyłam żadnych zdjęć próbnych. Myślę, że polegało to na tym, że nasze środowisko nie było wtedy zbyt duże — wszyscy się znali i ktoś musiał mnie Andrzejowi podpowiedzieć. Byłam wtedy po pierwszym roku szkoły teatralnej i miałam bardzo idealistyczny pogląd na temat aktorstwa. Traktowałam to jako pewien rodzaj misji do spełnienia, dlatego w ogóle nie chciałam tej roli przyjąć. Uważałam, że od strony aktorskiej nie podołam temu zadaniu, że nie znajdę w sobie takiej modliszki. Bardzo się broniłam i starałam się wytłumaczyć Andrzejowi, dlaczego nie powinnam tego grać. I wtedy Andrzej powiedział coś, co kompletnie zmieniło moje podejście do aktorstwa: że im bardziej się gra na przekór sobie, tym bardziej jest to interesujące".
Oleńka z "Potopu"
W latach 1971-74 aktorka występowała na scenie Teatru Narodowego w Warszawie. Jej najbardziej znaną filmową kreacją była rola Oleńki Billewiczówny w wyreżyserowanej przez Jerzego Hoffmana (1974) ekranizacji "Potopu" Henryka Sienkiewicza.
Pierwotnie rolę tę miała zagrać studentka łódzkiej szkoły filmowej, Janina Sokołowska, wybrana spośród 9 tysięcy kandydatek. Decyzję o zatrudnieniu Braunek Hoffman podjął już podczas zdjęć.
"Małgosia Braunek przyjechała na zdjęcia próbne, gdy kręciliśmy w Kaplicy Jasnogórskiej. Była w siódmym miesiącu ciąży i wyglądała zjawiskowo. Zajęci scenami batalistycznymi mogliśmy na nią poczekać. Nikt nie przewidział jednak, że jej ówczesny mąż Andrzej Żuławski skłoni ją po porodzie do gwałtownego schudnięcia. Trzeba było zwężać kostiumy, twarz jej się zaostrzyła. To spowodowało, że Janusz Głowacki napisał, że Braunek to "Max von Sydow polskiego kina"
– opowiadał reżyser.
Stworzona przez Sienkiewicza postać Billewiczówny tak mocno tkwiła w świadomości Polaków, że sprowokowała ogólnonarodową dyskusję, kto powinien dostąpić zaszczytu jej odtwarzania na ekranie, bo na pewno nie Braunek.
Aktorka w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim ("Aktorki. Spotkania", 2012) przyznała, że początkowo śmieszyła ją ta nagonka, ale w końcu zaczęła boleć.
"Pomyślałam: dlaczego ktoś ma prawo oceniać moje predyspozycje, zanim cokolwiek się wydarzy. Jeżeli wcześniej miałam wątpliwości, to w tym momencie przeważyły ambicje. Udowodnię, że potrafię. Długo rozmawiałam z Hoffmanem. Mieliśmy szalone pomysły. Żeby Oleńka była bardziej współczesna, świadoma, bez umownego polskiego warkoczyka, żeby autentycznie zakochiwała się w Radziwille i tak dalej. Coś się na pewno udało przemycić, ale zatrzymaliśmy się w pół kroku"
- podkreśliła.
Reżyser postawił na swoim i Oleńka zagrana przez Braunek przeszła do historii polskiego kina. Rola ta ugruntowała pozycję aktorki.
"Lalka", zarzucenie grania i wielki powrót
Kolejnym ważnym w jej karierze momentem był występ w serialu telewizyjnym "Lalka" wyreżyserowanym przez Ryszarda Bera na podstawie powieści Bolesława Prusa, gdzie zagrała Izabelę Łęcką.
"Łęcka była moją ulubioną rolą, bo najbardziej dojrzałą. Nie wywoływała we mnie zbędnych uniesień. Na szczęście postać arystokratki nie była dobrem narodowym, co dało mi komfort bardziej swobodnej interpretacji roli. Oczywiście widziałam film Hasa, ale wiedzieliśmy z reżyserem Rysiem Berem, że chcemy stworzyć swoją wersję Izabeli Łęckiej"
- powiedziała Braunek w rozmowie z Arturem Cieślarem w książce "Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko" (2012).
Przyznała, że - paradoksalnie - podczas kręcenia "Lalki" odezwał się w niej pierwszy sygnał początku przemiany, oddalania się od aktorstwa, choć wtedy właśnie czerpała największą przyjemność z grania.
Rozbrat z aktorstwem nastąpił na początku lat 80. Braunek na ekrany powróciła dopiero pod koniec lat 90 - wystąpiła m.in. w serialach telewizyjnych "13 posterunek" i "Glina".
W 2005 roku zagrała w filmie fabularnym "Tulipany" Jacka Borcucha, będącym opowieścią o przyjaźni trzech 60-latków, którzy wreszcie znajdują czas, by przyjrzeć się swojemu życiu i zastanowić się, jak wykorzystać dany im jeszcze czas. Braunek zagrała tam wspólnie z m.in. Janem Nowickim i Andrzejem Chyrą.
Rola w "Tulipanach" przyniosła jej duże uznanie - Braunek otrzymała za nią Polską Nagrodę Filmową Orła 2006 w kategorii najlepsza drugoplanowa rola kobieca.
W 2009 r. zagrała w serialu telewizyjnym "Dom nad rozlewiskiem" na podstawie powieści Małgorzaty Kalicińskiej. Produkcja zdobyła sympatię widzów i w kolejnych sezonach realizowano jej kontynuacje. W 2010 r. Braunek zagrała w przedstawieniu Krystiana Lupy "Persona. Ciało Simone" w stołecznym Teatrze Dramatycznym.
Rok później odebrała Wiktora dla aktora telewizyjnego roku, a w roku 2014 została uhonorowana przez ministra kultury złotym medalem Gloria Artis. Decyzją prezydenta Polski została 22 kwietnia 2014 roku odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne osiągnięcia w pracy artystycznej i społecznej oraz za zasługi na rzecz przemian demokratycznych w Polsce.
Źródło: niezalezna.pl, viva.pl, wp.pl, pap.pl