Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Bosacki poinformował na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, że dom w Wyrykach został zniszczony przez rosyjski dron. Tymczasem okazuje się, że na dom miała spaść polska rakieta.
Informacje na ten temat podały najpierw media, a politycy obozu rządzącego robią co mogą, żeby otwarcie przyznać, że dom w Wyrykach został zniszczony przez polską rakietę. Za to podkreślają nieustannie, że pełną odpowiedzialność, za to co się stało, ponosi Rosja, która wysłała drony nad Polskę.
Sam wiceszef MSZ przyznał nawet, że o tym, co naprawdę stało się w Wyrykach dowiedział się z mediów.

„Gdybym wiedział, to bym inaczej to sformułował, ale chcę bardzo jasno powiedzieć, że za uszkodzenie domu w Wyrykach, tak jak za wszystkie szkody w nocy z 9 na 10 września, odpowiadają Rosjanie, a nie ci, którzy się bronili"
- powiedział.
Dyskusję na ten temat prowadziła dziś w Telewizji Republika Monika Borkowska. I jak zwykle nie przebierała w słowach. Tym razem oberwało się ministrowi obrony narodowej Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi.

Zdaje mi się, że w tej sprawie głównym czynnikiem wstrzymującym przekazanie opinii publicznej tych informacji był jednak premier - jeden, drugi, czy trzeci. Bo jak słyszę dzisiaj Władysława Kosiniaka-Kamysza, który lawiruje jak jakaś spocona mysz, kiedy padają pytania o te rakiety...
- mówiła Borkowska nie gryząc się w język.
Telewizja Republika