Bareja – nazwisko to jest dobrze kojarzone przez każdego polskiego widza, starego i młodego. Legendarny już reżyser do historii przeszedł dzięki kultowym komediom, jak "Poszukiwany, poszukiwana", "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz", "Miś", "Alternatywy 4" czy "Zmiennicy". Dzieła te pod płaszczykiem prostych żartów obnażały i celnie punktowały absurdy PRL-owskiego systemu, co zorientowany widz od razu wyłapywał.
Władze PRL nie lubiły Barei
I chociaż za zawarty w stworzonych przez siebie filmach humor Bareja był ulubieńcem Polaków, dla władzy pozostawał solą w oku... Rządzący starali się z nim walczyć na wiele sposobów, choćby ograniczając mu przydział taśmy filmowej, cenzurując co bardziej niewygodne żarty czy zlecając krytykom pisanie paszkwili na jego temat – nic z tego oczywiście nie złamało silnej woli artysty, który do końca życia tworzył filmy piętnujące PRL-owski system.
Tajemnica serialu „Alternatywy 4”
"Stanisław Bareja realizował filmy szybko i sprawnie, nie cyzelował ich, co jeszcze bardziej akcentowało wszechobecną w PRL-u bylejakość. W marcu 2009 r. Stanisław Tym mówił: Dziś często mówi się lub pisze o »absurdach rodem z filmów Barei«. Staszek nie musiał łowić absurdów, bo cały system był jednym wielkim absurdem"
– podała "Polska Agencja Prasowa".
Bareja walczył z władzami jednak nie tylko za pomocą żartu. Reżyser aktywnie wspierał opozycjonistów, użyczając im nawet piwnicy własnego domu. Do tego dzięki bliskim kontaktom z artystami związanymi z Muzeum Folkwang w Essen był on w stanie sprowadzać z Zachodnich Niemiec nielegalne w PRL-u wydawnictwa. Było to dla artysty nie lada ryzykowne, ponieważ już za swoje filmy był na celowniku władz – wspomagając do tego nielegalną opozycję, Barei groziły dotkliwe represje ze strony Służby Bezpieczeństwa. Szczególnie że z filmu na film jego humor stawał się coraz ostrzejszy, wyrazem czego był serial "Alternatywy 4".
"W 1977 roku reżyser zaangażował się w działania demokratycznej opozycji, w szczególności Komitetu Obrony Robotników (KOR). Piwnicę swojego warszawskiego domu przy ul. Fitelberga użyczył członkom formującego się wówczas NSZZ »Solidarność«.
Przywoził również z Essen publikacje z londyńskiego »Aneksu«, takie jak »Czarna księga cenzury PRL« i »W cieniu Katynia«, oraz inne nielegalne w kraju wydawnictwa (...) W piwnicy (pralni) budynku zorganizował pracownię fotograficzną, w której działacz opozycyjny Tomasz Michalak przygotowywał dokumenty dla konspiracyjnej »Solidarności«".
Jak zmarł Bareja?
Pod koniec lat 80., już jako uznany nie tylko w Polsce, ale i całej Europie reżyser, został zaproszony na trzymiesięczne stypendium w zaprzyjaźnionym Muzeum Folkwang w Essen. Była to dla Barei idealna szansa na rozwój – miał zrealizować film dokumentalny o zbiorach sztuki współczesnej i organizowanych wystawach, co byłoby debiutem artysty w kinie zagranicznym. Oczywiście wyjazd ten nie był dla niego łatwą sprawą – przez niemal pół roku funkcjonariusze SB jak najbardziej utrudniali wydanie mu paszportu. Niestety, gdy udało mu się uporać z całą sytuacją, za rogiem czekała kolejna tragedia... Zaledwie dwa tygodnie po tym, jak udało mu się wyjechać do Zachodnich Niemiec, zaskoczył go udar.
Bareja wylądował na oddziale intensywnej terapii, a lekarze przez kilka dni walczyli o jego życie.
Muzeum Folkwang od razu po zdarzeniu powiadomiło jego ukochaną żonę, Hannę Kotkowską-Bareję. Kobieta gdy tylko usłyszała o krytycznej sytuacji męża, postanowiła pospieszyć do Essen. Jej podanie o wydanie paszportu w trybie pilnym jednak zostało odrzucone, ponieważ... SB uznało, że chce ona uciec za granicę. Musiało minąć wiele cennych w tamtym momencie godzin, by Hannie Kotkowskiej-Barei udało się wydostać z kraju i dostać do szpitala, w którym leżał jej mąż. Gdy udało jej się już dotrzeć na miejsce, reżyser nie żył.
– Twierdzili, że te telegramy ze szpitala, z muzeum, gdzie mąż pracował, są po to, żebym mogła wybrać wolność (...) Milicjanci doszli do wniosku, że chcę uciec, a Staszek był umierający
– wspominała Hanna Kotkowska-Bareja. Reżyser zmarł na zaledwie 10 dni przed 29. rocznicą ich ślubu.
Życie Stanisława Barei było naznaczone wieloma tragediami, co jednak nigdy go nie złamało – artysta na otaczającą go smutną i szarą rzeczywistość zawsze odpowiadał żartem i właśnie to pozwoliło mu stać się legendą polskiego kina.