Najważniejszym filmem, którego musiał się zrzec, byli „Pogromcy duchów” (Ghostbusters, 1984). Studio chciało, aby Murphy dołączył do obsady obok Billa Murraya, Dana Aykroyda i Harolda Ramisa. W tamtym czasie pracował jednak nad „Gliniarzem z Beverly Hills” i, jak podkreślił, wybór był zero–jedynkowy.
„Zamiast Pogromców duchów zrobiłem Gliniarza z Beverly Hills. To było jedno albo drugie, więc wyszło okej”
– przyznał.

Drugim filmem, którego propozycję otrzymał, był animowany klasyk z udziałem aktorów „Kto wrobił królika Rogera?” (1988). Murphy twierdzi, że koncept łączenia aktorów z animacją wydawał mu się zbyt dziwny:
„Brzmiało dla mnie po prostu absurdalnie i odpuściłem. A potem pomyślałem sobie: O, to jest świetne!”
Kolejnym tytułem, o który się otarł, była „Godzina szczytu” (Rush Hour, 1998) – choć nie został bezpośrednio obsadzony, producenci wstępnie brali go pod uwagę przed wyborem Chrisa Tuckera. Murphy był wtedy zajęty innymi projektami i ostatecznie nie dołączył do obsady. Film stał się jednym z największych hitów komediowych lat 90.

Warto dodać, że Murphy miewał w karierze podobne sytuacje — według branżowych źródeł był m.in. rozważany do „Truman Show” czy „Star Trek IV”, jednak plany nigdy nie zostały dopięte.
Mimo kilku odrzuconych hitów, Eddie Murphy odniósł spektakularny sukces samodzielnie. „Gliniarz z Beverly Hills” zapewnił mu status supergwiazdy, a seria „Doktor Dolittle”, „Książę w Nowym Jorku” czy „Shrek”, w którym użyczył głosu kultowemu Oślicy, uczyniły go ikoną kultury pop.

Najnowszy dokument „Being Eddie” pokazuje jego drogę od „Saturday Night Live”, przez dramatyczne momenty kariery, po udany comeback w ostatnich latach, m.in. dzięki filmowi „Dolomite Is My Name” i powrotowi do roli Axela Foleya.
Murphy podsumował w wywiadzie swoje filmowe wybory jednym zdaniem:
„Każda decyzja zaprowadziła mnie tam, gdzie jestem dziś”.





Dołącz do dyskusji!
Podziel się swoją opinią o artykule
💬 Zobacz komentarze