Codzienność reporterów jednego z największych dzienników w Polsce coraz częściej przypomina życie na dwóch etatach. Rano konferencje prasowe, deadline’y i felietony, a wieczorem zmiana w McDonald’s albo kursy na lotnisko.
Sytuacja dramatyczna
Dziennikarka „Gazety Wyborczej” i nowa szefowa „Solidarności” w Agorze, Aleksandra Szyłło opowiadała, że zna kolegów, którzy po godzinach jeżdżą na Uberze, często w nocy, oraz koleżankę, która rozważała dorabianie w recepcji salonu SPA. To obrazek, który jeszcze kilka lat temu wydawałby się groteskowy, dziś jednak stał się częścią realiów rynku pracy.

Szyłło nie ukrywa, że to sytuacja dramatyczna. W jej słowach pobrzmiewa gorzka prawda o zawodzie, który miał być misją publiczną, a coraz częściej staje się źródłem frustracji i konieczności szukania dodatkowych źródeł utrzymania.
„To dramatyczny obraz sytuacji, w której znaleźli się ludzie wykonujący misję publiczną”
— podkreśliła w nagraniu opublikowanym na Facebooku, cytowanym przez Wirtualne Media.

Trudno związać koniec z końcem
Szyłło podkreśla, że dziennikarze muszą szukać dodatkowych źródeł dochodu, żeby związać koniec z końcem. Dlatego zachęca swoich kolegów i koleżanki, żeby zapisywali się do związków zawodowych. Jej zdaniem tylko wspólna organizacja może poprawić warunki pracy w mediach.

Ten kontrast pokazuje, jak bardzo zmieniła się pozycja dziennikarza w Polsce. Zawód, który miał być prestiżowy i opiniotwórczy, dziś coraz częściej wymaga pracy na kilku etatach.
To pokazuje, jak trudne dziś jest utrzymanie się z samego dziennikarstwa.


Dołącz do dyskusji!
Podziel się swoją opinią o artykule
💬 Zobacz komentarze