Na tę walkę czekali wszyscy fani freak fightów. Jacek Murański, postać, której nikomu przedstawiać nie trzeba, informator i znajomy Donalda Tuska, wrócił do oktagonu z zamiarem „zamknięcia ust krytykom”.

Miało być twardo, emocjonująco, po męsku. Skończyło się tak, jak wielu przewidywało - totalną dominacją przeciwnika i żenującą awanturą po wszystkim.
Kto był lepszy w tej walce, nie miał wątpliwości nikt, kto ją oglądał. Murański przyjmował raz po raz ciosy od młodszego o ponad 20 lat Ryty. Sędzia zdecydował się przerwać walkę, w trosce o zdrowie "Murana". Ten teraz oskarża sędziego o układy i "ustawienie" wyniku.
To był brutalny nokaut? Ja się pośliznąłem, a sędzia mnie liczył. To on nie wie, ile ja jestem w stanie przyjąć ciosów? Kto miał oczy ten widział, że byłem zdecydowanie leszy. Nie mogą być tak ludzie oszukiwani
- uważa Murański. Walka trwała zaledwie dwie rundy. Odsamego początku Ryta narzucił mocne tempo, na głowę Murańskiego leciał cios za ciosem, a sędzia był zmuszony przerwać starcie po serii niebronionych ciosów. W werdykcie padło jednoznacznie: techniczny nokaut.

Dla postronnego widza sprawa wydawała się oczywista. Przewaga Ryty była bezdyskusyjna. Ale nie dla Murańskiego. Zawodnik, który od lat buduje swoją popularność na medialnych skandalach, już kilka minut po walce odpalił się, ale w mediach społecznościowych.
Cała sytuacja byłaby może zwykłym epizodem, gdyby nie to, że Murański po raz kolejny zachowuje się w ten sam sposób. Wcześniej, podczas konferencji prasowej przed galą, zaatakował swojego rywala z zaskoczenia, w stylu bardziej pasującym do ulicznego mordobicia żuli. Po każdej walce, niezależnie od wyniku, kończy się tak samo: awantura, pretensje, szukanie spisków.
A Waszym zdaniem sędzia słusznie przerwał tę walkę?
Dołącz do dyskusji!
Podziel się swoją opinią o artykule
💬 Zobacz komentarze