"Ktoś jej zrobił krzywdę"
Minęło 20 lat od jednej z najbardziej pamiętnych edycji festiwalu w Sopocie, a emocje wciąż nie opadły! Doda, która w 2005 roku zgarnęła główną nagrodę, dziś – po dwóch dekadach – odsłania kulisy tamtego wieczoru. W szczerej transmisji na Instagramie nie owijała w bawełnę. Wprost powiedziała, że jej ówczesna konkurentka, Mandaryna, została wystawiona na pożarcie przez własnych ludzi. I nie skończyło się tylko na tym...

Festiwal z 2005 roku przeszedł do historii nie tylko ze względu na zwycięstwo Dody. Publiczność i media zapamiętały przede wszystkim nieudany występ Mandaryny, która wykonała utwór „Ev'ry Night” i... delikatnie mówiąc, nie zachwyciła wokalem. Choć jej były menedżer już wtedy mówił o sabotażu, a sama Marta sugerowała, że miała wokół siebie ludzi, którzy źle jej życzyli, dopiero teraz Doda postanowiła powiedzieć na głos to, o czym od lat mówiło się za kulisami.
„Marta, która wówczas miała jakieś rekordy sprzedaży jako 'księżniczka pop' ze swoimi dance'owymi hitami, powinna zostać w tym swoim świecie. Ktoś, kto jej wmówił, że da sobie radę na festiwalu, gdzie wszystko jest na żywo, chórki ma każdy tak samo przez kierownika muzycznego zaprogramowane, żeby nie były głośniejsze od wokalisty, zrobił jej krzywdę.
Nie da się w miesiąc nauczyć śpiewać, jeszcze na żywo, w takiej adrenalinie, w takich nerwach, w takim konkursie. To jest tak zwana zachłanność fonograficzna, menedżerów, robiąca krzywdę niektórym artystom”
– stwierdziła Doda z pełną szczerością.
Czyżby chodziło o jej byłego agenta? Tego nie powiedziała wprost, ale nie da się ukryć, że komentarze Dody są jednym z najmocniejszych głosów wsparcia dla Mandaryny, które padły publicznie w tej sprawie.

"Inwestowali dziesiątki tysięcy, żeby kupić głosy!"
Ale to nie koniec szokujących wyznań. Doda ujawniła także brutalne kulisy walki o zwycięstwo, które rozgrywały się za plecami artystów. Według niej firmy fonograficzne pompowały ogromne pieniądze, żeby tylko ich artysta mógł stanąć na podium. Jak twierdzi, była tego świadkiem z pierwszej ręki.
„Firmy fonograficzne walczyły między sobą, bo dla nich wygrana artysty na festiwalu oznaczała horrendalne zarobki przez następny rok. Oni inwestowali 50 albo 60 tysięcy złotych, żeby kupować karty i z tych kart, bo wtedy tak było można, oddawać głosy na danego artystę”.
„A skąd to wiem? Ponieważ Maja Sablewska z ramienia firmy sprzedawała mi wszystkie te historie. Naprawdę siedziałyśmy obie i zastanawiałyśmy się, jak ta historia kopciuszka się potoczy”
– wyznała gwiazda.

To nie pierwsze uderzenie Dody w realia show-biznesu, ale zdecydowanie jedno z najbardziej bezkompromisowych. Jej słowa rzucają nowe światło na wydarzenia sprzed lat i po raz kolejny udowadniają, że kulisy wielkich scen często wyglądają zupełnie inaczej, niż to widzi publiczność.
Jej transmisja błyskawicznie obiegła fanów i media. Pojawiły się głosy poparcia, ale też pytania – czy Doda powinna po latach wracać do tej sprawy? Czy Mandaryna rzeczywiście została wykorzystana? I czy za występem w Sopocie kryły się większe interesy?
Jedno jest pewne: Doda znów powiedziała to, co wielu tylko myśli. Czy ktoś odpowie na jej zarzuty? Czekamy.
