Czołg za 46 tys. zł i transport za 42 tys. zł. Kto za to płaci?

Według doniesień, MON przekazało sprzęt stowarzyszeniu kierowanemu przez Jerzego Jankowskiego — byłego współpracownika Bejdy, rekomendowanego przez ministra Kosiniaka-Kamysza. Oficjalna wartość czołgu to 46 tys. zł, a koszt transportu niemal dorównał tej kwocie. Internauci nie kryją frustracji:
„PSL, zero zdziwienia. Największe koryciarze od lat. Już się zrzygać idzie od tego.”
— pisze AdiPaw25 na platformie X.

Kolejna użytkowniczka EwaEwa1695617 dodaje:
„W jakim kraju my żyjemy? czy my już całkie zwariowaliśmy? Kto wybiera takich ludzi do rządzenia?”

Czołg w kampanii? Nagranie wywołało burzę
Jak donosi ONET, pojazd miał wspierać kampanię wyborczą lokalnego kandydata. Wideo z dostarczenia czołgu trafiło do sieci i wywołało lawinę komentarzy. Scena jak z filmu — tylko że nikt się nie śmieje.
„Kto chociaż raz w życiu nie przekazał używanego czołgu koledze na preferencyjnych warunkach, niech pierwszy rzuci kamieniem”
— ironizuje JarzynaMarian, a lukaszpxr nie kryje oburzenia:
„PSL to patologia”.
Czołg T-72 dla podwładnego? Czemu nie!? Wiceminister MON Paweł Bejda z PSL, przekazał czołg stowarzyszeniu założonemu przez Jerzego Jankowskiego, dawnego współpracownika wiceministra Bejdy.
— Służby w akcji (@Sluzby_w_akcji) August 30, 2025
W środowisku wojskowym mocno zagrzmiało. Dlaczego?
1. Oficjalna wartość sprzętu ustalona… pic.twitter.com/5M9qJvUJia
Arystokracja absurdu czy już nowa norma?
W czasach, gdy brakuje pieniędzy na podstawowe potrzeby, takie akcje budzą gniew i niedowierzanie. Czy to odosobniony przypadek, czy nowy standard w polityce? Internauci nie mają złudzeń:
MichaTracz02:
„Już bez żadnego budżetu nie da się nic zrobić, bo zabrakło kasy na wybory?”
Coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że Polska dla rządzących to nie kraj obywateli, lecz prywatne podwórko, z którego można wynosić zabawki, rozdawać je kolegom i jeszcze wystawiać fakturę społeczeństwu. Czołg? Proszę bardzo. Posada? Załatwiona.
Bo w tym teatrze władzy liczy się układ, nie odpowiedzialność. I choć scenografia jest coraz bardziej absurdalna, aktorzy grają dalej — jakby nikt nie patrzył. Ale patrzymy. I coraz częściej nie wierzymy własnym oczom.