Tadeusz Duda był podejrzany o zamordowanie swojej 26-letniej córki i 31-letniego zięcia oraz usiłowanie zabójstwa swojej teściowej, która z ciężkimi ranami trafiła do szpitala. Do tragedii doszło w piątek 27 czerwca rano w Starej Wsi koło Limanowej.
Po dokonaniu zbrodni mężczyzna uciekł do pobliskiego lasu. Przez pięć dni trwała zakrojona na ogromną skalę obława z udziałem kilkuset policjantów, żołnierzy, strażaków i pograniczników. W akcji użyto m.in. śmigłowców, dronów i noktowizji. We wtorek wieczorem zakończyła się odnalezieniem ciała mężczyzny.

Detektyw Krzysztof Rutkowski ocenił w rozmowie z Aleksandrą Gołdą działania służb w tej sprawie.
Tadeusz Duda kłusował, miał dostęp do amunicji, miał dostęp do broni, tzw. samoróbki, ale musiał z czegoś strzelać. W tej chwili zadajemy sobie pytanie, skąd brał amunicję, komu dostarczał upolowane mięso, kto z nim współpracował?
- mówił Krzysztof Rutkowski.
Tadeusz Duda zrobił dramat dla swojej rodziny i dla siebie samego. Jeżeli już uznawał, że z nim jest coś nie w porządku, gdyby popełnił samobójstwo, pociągnąłby za sobą jedną śmierć, jedną tragedię. Ale jeżeli doszło do zabójstwa własnego dziecka i męża córki, to jest absolutnie nie do przyjęcia
- podkreślił detektyw.

Ja myślę, że to, co się wydarzyło, i zaangażowanie 840 policjantów, takie zasoby ludzkie, które zostały skierowane, i wojsko, drony bojowe, śmigłowce, a zauważ, człowiek leżał przy drodze. W końcu wyszedł z lasu i nikt go nie zauważył
- dodał Rutkowski.
Cała rozmowa z Krzysztofem Rutkowskim w materiale wideo poniżej.